W dniach 3 i 4 kwietnia br. dziewczynki klas 1-3 uczestniczyły w szkolnych rekolekcjach. Po środowej, wielkopostnej spowiedzi świętej przyszedł czas na spotkanie z ciekawymi ludźmi. W czwartek pani Katarzyna Glema – opiekunka, instruktorka i nauczycielka niewidomych, ociemniałych i niedowidzących wprowadziła uczennice w zupełnie nieznany świat, świat bez kolorów. Prezentację komputerową uzupełniały wielorakie i różnorodne eksponaty, które krążyły z rąk do rąk, były jednocześnie zabawkami, narzędziami pracy i pomocami ułatwiającymi poznawanie otaczającej rzeczywistości. Po zapoznaniu się z tą różnorodnością bodźców dotykowych, słuchowych, węchowych, testowaniu i doświadczaniu bogactwa faktur i tworzyw dziewczynki same przystąpiły do tworzenia niezwykłych obrazów składających się z kapselków, zakrętek, wstążeczek, sznureczków, falistej tekturki, papieru ściernego, kubeczków po jogurcie, ziaren roślin, tkanin…. W ten sposób powstały dzieła, czytelne nie tylko dla widzących.
Tak minął pierwszy dzień. Kolejny przyniósł zupełnie inne przeżycia. Po mszy świętej odprawionej przez ojca Albina z klasztoru ojców Franciszkanów Braci Mniejszych z Placu Bernardyńskiego w Poznaniu za pomocą filmu obrazującego misje w Kongo, przenieśli się wszyscy w zupełnie inny świat. Dziewczynki zobaczyły, że posiadanie zeszytu czy ołówka to jedyne wyposażenie małego ucznia, że przejście odległości 56 kilometrów nie stanowi dla małych dzieci problemu, byle by tylko móc się uczyć. Często zwykła szopa z kawałkiem pomalowanej deski służącej za tablicę, to już tak upragniona szkoła. Misja w Kongo, gdzie od ponad 40 lat pracuje Ojciec Eleuteriusz Klimczak – Polak, wielkopolanin z Pobiedzisk funkcjonuje w zupełnie innych realiach. Mieszkańcy osad z afrykańskiego buszu by zbudować kaplicę czy szkołę sami ustalają i zatwierdzają projekt, wydobywają glinę, wypalają cegłę i wreszcie budują. Dobrze, gdy glina jest na miejscu, bo jeśli znajduje się w innej wiosce, trzeba ją transportować w jedyny dostępny sposób, czyli przenosić na głowie. Kongijczycy starają się, by ich dzieci miały lepszy dostęp do kształcenia, by mogły chodzić do szkoły. Mimo, iż koszt jednego roku nauki w szkole podstawowej to „tylko” 50 dolarów, dla większości tych ludzi jest to kwota nieosiągalna. Sytuację ratują ludzie o wielkich sercach, którzy adoptując na odległość małego Afrykańczyka, zapewniają mu materialne wsparcie i możliwość edukacji. Jest to bowiem jedyny sposób by podnieść ich poziom ekonomiczny i zapewnić lepsze życie kolejnym pokoleniom.